Melvin „Bud” Biddle był łagodnym, młodym mężczyzną, zakochanym w pięknej Leonie – jego miłości z czasów dzieciństwa. Wojna wyrwała go jednak z zacisznego miasteczka na Środkowym Zachodzie i rzuciła wprost w epicentrum zaciętej walki w belgijskich Ardenach. Ku własnemu zdziwieniu, do rodzinnego miasteczka powrócił jako bohater.
Anderson w stanie Indiana zawdzięcza swą nazwę pionierowi, którego ojciec był Szwedem, a matka należała do plemienia rdzennych Amerykanów. Było to niewielkie, niepozorne miejsce położone wśród pól uprawnych. W swoim miasteczku rodzinnym Melvin „Bud” Biddle znalazł jednak wszystko, czego szukał. Skończył szkołę średnią, spędzał czas ze swoją dziewczyną Leoną i pracował w Delco Remy – wytwórni części silników samochodowych, będącej zarazem największym pracodawcą w mieście.
II wojna światowa gwałtownie wszystko zmieniła. Nagle Bud został wysłany za ocean, w Ardeny, do walk w zastępstwie wraz z 517. Pułkiem Piechoty Spadochronowej. W okolicach świat Bożego Narodzenia jego kompanię wysłano, aby wspomóc uwolnienie Amerykanów uwięzionych nieopodal Hotton. Bud ledwo miał czas, by pojąć wszystko, co działo sie dookoła. Nie upłynęło nawet kilka minut, gdy przyszło mu być świadkiem śmierci swojego sierżanta, gdy postrzelono go w głowę. Tuż potem został wybrany głównym komendantem swojej kompanii. Bud przedzierał się przez śnieg i leśne runo, zabił trzech snajperów, zlikwidował cztery stanowiska obronne z bronią automatyczną i pomógł zniszczyć dwa niemieckie czołgi. Na początku 1945 roku Bud został trafiony w szyję odłamkiem pocisku, który o milimetry minął żyłę szyjną. Natychmiast przetransportowano go do szpitala w Anglii. To właśnie tam dowiedział się, że został odznaczony Medalem Honoru, najwyższym amerykańskim odznaczeniem za wyjątkowe akty odwagi i męstwa pod ostrzałem.
Po wojnie Bud ruszył w pośpiechu w podróż do domu, by poślubić ukochaną Leonę. „Nie jestem bohaterem.” – powiedział prasie. „Kiedy Armia wystawia cię na front, myślisz tylko o odpowiedzialności, a nie o lęku.”