Robert Cahow poszedł na ochotnika ratować rannych kolegów, nastąpił na minę i zginął. Było to 13 grudnia 1944 r., w pobliżu bunkra na linii Zygfryda. Jego współtowarzysze słyszeli detonację, ale nie mogli mu pomóc z powodu niemieckiego ostrzału. Później, został najprawdopodobniej pochowany przez Niemców. Jego ciało odnaleziono w 2000 r. Zaaranżowana w tym miejscu mogiła przypomina go po dziś dzień.
Robert Cahow był najstarszym spośród ośmiu braci farmerskiej rodziny z Wisconsin. Od początku wojny służył w żandarmerii wojskowej w Stanach, ale zdecydował się zgłosić na front. Jako starszy szeregowy w dniu 13 września 1944r. wstąpił do 78. Dywizji Piechoty USA, stacjonującej w Lasach Hürtgen.
Pomiędzy październikiem a listopadem marsz sił amerykańskich na miasto Schmidt został wstrzymany. 78. Dywizja próbowała zdobyć bunkry pod „Ochsenkopf”‘ w Linii Zygfryda. Podczas statycznych walk o bunkry kilku współtowarzyszy Cahow’a zostało rannych, a on zgłosił się, by ich uratować. Podczas misji nastąpił na minę. Inni ochotnicy słyszeli detonację, ale nie byli w stanie pomóc Robertowi z powodu ognia niemieckiego. Najprawdopodobniej, niemieccy żołnierze pochowali jego ciało w lesie. Jego szczątki spoczywały tam przez 56 lat.
Wiadomość o tym, że Robert zaginął, została przekazana rodzinie telegraficznie. Matka, Syneva, przekazała wiadomość ojcu, Clifford’owi, pracującemu właśnie w oborze wraz synami Haroldem, Adamem i Douglasem. Przez rok żyli w niepewności, potem uznano Roberta za zmarłego. Bieg zdarzeń pozostał jednak tajemnicą.
Był kwiecień 2000 r., kiedy historia Robert’a Cahow znalazła zakończenie. Wówczas to saper odkrył jego szczątki. Z uwagi na swój wzrost (2,01 m), był łatwo rozpoznawalny. Jego ciało przewieziono do USA, ale rodzina nadal regularnie odwiedza las Hürtgen.
Lasy Hürtgen ciągle skrywają szczątki setek żołnierzy.